Młodzi, pełni entuzjazmu z nowoczesnym spojrzeniem na marketing – Julia Adamczak i Błażej Ceglarski z Edu Bears. Ona – absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego, on – absolwent Uniwersytetu Śląskiego, wspólnie realizują jedne z najciekawszych kampanii reklamowych w świecie szkół i metod językowych nad Wisłą. Wspólnie też, odpowiadając na nasze 7 pytań, odsłaniają kulisy swej pracy. Jaką mają historię, co ich inspiruje i na co wydaliby ostatnie 100 zł budżetu marketingowego?! Zapraszamy!
Julia Adamczak
1. Kim chciałam być jako dziecko i jak to się stało, że trafiłam z sukcesem do marketingu?
Jako dziecko wyobrażałam sobie swoją przyszłość w świetle reflektorów, najpierw jako piosenkarka, a następnie modelka. W domu nieustannie organizowałam koncerty dla mamy, nagrywałam kasety z piosenkami i wydawało mi się, że wielka kariera jest już blisko. Kiedy dotarło do mnie, że tak naprawdę to nie potrafię śpiewać, zaczęłam myszkować w szafie mamy, przymierzać jej ubrania, przechadzać się w nich po mieszkaniu i udawać, że jestem na wybiegu. To marzenie również zweryfikowało życie…
Studia wybrałam, kierując się własnymi zainteresowaniami, ukończyłam Wiedzę o teatrze z tytułem magistra sztuki. Jak to w takich przypadkach często bywa, pracę w zawodzie znajduje jedynie ułamek absolwentów, a pozostali szukają w innych branżach. Z umiejętnościami analizy, interpretacji i pisania tekstów trafiłam na staż do agencji social media. Zatrzymałam się tam na dłużej i pracowałam dla przeróżnych marek, m.in. kosmetyków, obuwia sportowego, sieci hoteli czy też odżywek dla osób aktywnych. Po latach przeszłam na drugą stronę, rozpoczęłam karierę w Edu Bears, gdzie kieruję marketingiem zarówno do klientów B2C, jak i B2B.
Na którym etapie życia po raz pierwszy pomyślałam, że ten marketing to w sumie ciekawa sprawa? Pewnie wtedy, kiedy poznałam historię Dona Drapera i mimo wszystkich przedstawionych w serialu ciemnych stron branży reklamowej stwierdziłam, że marketing może być fascynującą i bardzo satysfakcjonującą przygodą.
2. Moja największa kampania to…
Moją pierwszą dużą kampanią była reklama metody Teddy Eddie w 2019. Pracę w Edu Bears, właściciela marki Teddy Eddie, rozpoczęłam w maju tamtego roku na stanowisku Social Media Specialist. Nie minęło wiele czasu, aż któregoś dnia Ola Komada, prezes firmy, przyszła do mnie z ekscytującym pomysłem: Słuchaj Julka, tak sobie myślę, że powinniśmy zrealizować reklamę Teddy Eddie w telewizji, co Ty na to? I w ten sposób, prawie na dzień dobry w nowej pracy, podjęłam największe marketingowe wyzwanie. Research i rozmowy z domami mediowymi, przyswajanie wiedzy dotyczącej działań w TV, wypełnianie briefów, przeglądanie ofert, rekomendacja ostatecznego wyboru, a następnie łączenie wielu nitek tego projektu – czułam dużą odpowiedzialność i myślę, że udało mi się zamknąć temat z sukcesem.
Byłam bardzo podekscytowana, że przykładam swoją, całkiem sporą, cegiełkę do tego, że miś Teddy Eddie zadebiutuje w telewizji. Nie zawsze czułam się pewnie, ale mogłam liczyć na wsparcie Oli i wspólnie udało nam się spiąć działania wielu osób. Spot, który trwał 15 sekund, oglądaliśmy w biurze wielokrotnie, za każdym razem z ogromną dumą i satysfakcją.
Od tej pory byłam odpowiedzialna za kampanie marketingowe Teddy Eddie z większymi budżetami, natomiast reklamę z roku 2019 będę wspominać chyba najdłużej. Można powiedzieć, że to taki kamień milowy w mojej marketingowej karierze.
3. Największy fuck-up
Było to w czasach stawiania moich pierwszych kroków w marketingu. Agencja, w której pracowałam, zdobyła dużego klienta z branży odżywek i suplementów dla sportowców. Nie mieliśmy w zespole nikogo, komu ta dziedzina byłaby bliska, więc trochę losowo został on przydzielony mnie. Można powiedzieć, że rzucono mnie na głęboką wodę (teraz myślę, że całkiem podobnie jak z reklamą Teddy Eddie w telewizji w 2019?), czułam, że to pewnego rodzaju sprawdzian i chciałam go zdać jak najlepiej!
Na początku pracowaliśmy nad tematem wspólnie, całym zespołem. Pomysły na kolejne działania wybieraliśmy w trakcie spotkań, a przygotowywane przeze mnie treści były weryfikowane przed publikacją. Po jakimś czasie poczułam się pewniej w tym specyficznym świecie umięśnionych pań i panów, więc pracowałam już bardziej samodzielnie. Pewnego dnia opublikowałam na Facebooku post z motywacyjnym cytatem, który umieściłam na zdjęciu znanego polskiego strongmana. Wyłączyłam przeglądarkę, zajęłam się spokojnie innymi czynnościami, aż ktoś z zespołu nagle przybiegł z okrzykiem, co ja najlepszego zrobiłam! Okazało się, że mężczyzna widoczny na zdjęciu jest związany z bezpośrednią konkurencją marki, dla której pracowałam. Fani strony nie omieszkali tego wytknąć, post miał ogromne zaangażowanie, ale niekoniecznie takie, o jakie nam chodziło. Szybko zdjęłam zdjęcie, ale pewien niesmak pozostał i było mi to jeszcze jakiś czas wypominane ze strony klienta. Na przyszłość obiecałam sobie przeprowadzać lepszy research i chyba mi się to udało, ponieważ nie kojarzę jakichś kolejnych pomyłek większego kalibru.
Błażej Ceglarski
4. Najlepsza reklama, którą widziałem
Reklama Mercedesa i niezależnego systemu zawieszenia w S klasie. Zaangażowano do tej kreacji kury, których szyje pracują na zasadzie żyroskopów, więc niezależnie od pozycji, którą przyjmie to zwierzę, jego głowa zawsze znajduje się w jednym miejscu. Analogia ta pozwoliła w prosty i nieco komiczny sposób pokazać, jak komfortowe i stabilne jest zawieszenie flagowej limuzyny spod znaku gwiazdy. Jednocześnie zachowano, jak na Mercedesa przystało, elegancką formę przekazu.
5. Co lub kto mnie inspiruje
Trudno wspomnieć o czymś konkretnym, staram się czerpać inspiracje z różnych źródeł oraz od różnych ludzi. Na pewno inspiruje mnie znacząco, a ostatnio też niesamowicie szybko zmieniający się świat, a co za tym idzie, także zmieniające się trendy marketingowe.
Czasy, w których obecnie żyjemy, są dosyć trudne, ale także ciekawe, dlatego staram się w nich szukać pewnego rodzaju motywacji do ciągłego bycia na bieżąco z tym, gdzie relokują grupy docelowe oraz przy pomocy jakich treści i przekazów można do nich skutecznie dotrzeć.
6. Moje marketingowe marzenie
Po cichu marzę, aby mieć na swoim komputerze całą gamę programów i narzędzi ułatwiających wykonywanie moich codziennych marketingowych zadań. Ze względu jednak na to, że po dodaniu kosztów subskrypcji każdego z nich mój kalkulator się zawiesza, uznajmy, że jest to nadal sfera marzeń…
7. Ostatnie 100 zł budżetu marketingowego wydałbym na… i dlaczego
Stworzyłbym kontrowersyjny, nieco szalony albo po prostu budzący ciekawość odbiorcy post, który byłby pewnego rodzaju wisienką na torcie danej kampanii, ustawiłbym na niego reklamę o budżecie właśnie 100 zł i pozwoliłbym mu „iść” w świat, albo chociaż do konkretnego miasta lub danego rejonu! 😉