Od warsztatów internetASAP mija tydzień. W Krakowie, Poznaniu i Warszawie opowiadałem o dobrych i złych praktykach w mediach społecznościowych. Cel? Pokazać, że marki faktycznie mogą, a nawet powinny znaleźć swoje miejsce na Facebooku.
Uczestnicy dopisali, a ich aktywność również mile zaskoczyła. Pojawiło się kilka koncepcji rozwiązania wirtualnego problemu przeterminowanych soków, o których sam nie pomyślałem, a które warto przemyśleć w agencyjnych korytarzach. Może uda się jeszcze lepiej reagować na sytuacje kryzysowe?
Warsztaty miały być drogowskazem dla tych, którzy nie mają pomysłu na wejście w media społecznościowe i dla tych, którzy ze swojej strategii nie są do końca zadowoleni. Do nich kierowałem opis funkcji Facebooka, założeń serwisu i powodów, dla których niektóre społecznościowe strategie się nie przyjęły. Upadek idei F-commerce był jednym z bardziej jaskrawych przykładów. Historie takich marek jak GAP, Gamestop czy JCPenney to kropla w morzu nietrafionych pomysłów na wykorzystanie gigantycznych możliwości.
Niektórzy uczestnicy oczekiwali jednak czegoś więcej. Pojawiały się pytania o jasną odpowiedź: co jest dobre, a co złe na Facebooku? Jak sprawić, by ich komunikacja była w stu procentach skuteczna? Chcieli instrukcji do Facebooka. Odpowiadam tak, jak odpowiadałem wtedy: nie ma takiej instrukcji i pewnie nigdy nie będzie.