Od warsztatów internetASAP mija tydzień. W Krakowie, Poznaniu i Warszawie opowiadałem o dobrych i złych praktykach w mediach społecznościowych. Cel? Pokazać, że marki faktycznie mogą, a nawet powinny znaleźć swoje miejsce na Facebooku.
Uczestnicy dopisali, a ich aktywność również mile zaskoczyła. Pojawiło się kilka koncepcji rozwiązania wirtualnego problemu przeterminowanych soków, o których sam nie pomyślałem, a które warto przemyśleć w agencyjnych korytarzach. Może uda się jeszcze lepiej reagować na sytuacje kryzysowe?
Warsztaty miały być drogowskazem dla tych, którzy nie mają pomysłu na wejście w media społecznościowe i dla tych, którzy ze swojej strategii nie są do końca zadowoleni. Do nich kierowałem opis funkcji Facebooka, założeń serwisu i powodów, dla których niektóre społecznościowe strategie się nie przyjęły. Upadek idei F-commerce był jednym z bardziej jaskrawych przykładów. Historie takich marek jak GAP, Gamestop czy JCPenney to kropla w morzu nietrafionych pomysłów na wykorzystanie gigantycznych możliwości.
Niektórzy uczestnicy oczekiwali jednak czegoś więcej. Pojawiały się pytania o jasną odpowiedź: co jest dobre, a co złe na Facebooku? Jak sprawić, by ich komunikacja była w stu procentach skuteczna? Chcieli instrukcji do Facebooka. Odpowiadam tak, jak odpowiadałem wtedy: nie ma takiej instrukcji i pewnie nigdy nie będzie.
Wyobraźcie sobie, że hodujecie i usiłujecie wytresować dużego węża dusiciela – pytona, boa lub innego gada tego rodzaju, który jest od was ciut większy i ciut silniejszy. Któregoś dnia wasz pupilek przestaje zjadać króliczki, świnki morskie i chomiki. Martwicie się, bo wąż musi przecież coś jeść. Idziecie do weterynarza, a ten wyjaśnia, że wasz „pysio” wcale nie jest chory, on prostu robi sobie miejsce na was. Dzikiego zwierzęcia nie wytresujecie w domowych warunkach. On zawsze pozostanie dziki i nieobliczalny. Tak jest z Facebookiem. Ilu teoretyków, tyle instrukcji, ale żadna nie będzie działać zawsze, wszędzie i w każdych warunkach.
Na moich warsztatach podawałem przykład postu z profilu wafelków Góralki, który do dziś zyskał ponad 7,5 tysiąca „lajków”, 31 tysięcy komentarzy i był udostępniany przeszło 220 razy. Oceniłem go pozytywnie, jako dosyć kontrowersyjny, ale w pełni kontrolowany sposób na angażowanie fanów. Kilka dni później oglądałem prelekcję Huberta Tworkowskiego z Sotrendera. Również mówił o tym poście ale uznał go za zły przykład komunikacji. Więcej! Przytoczył go jako przykład źle przemyślanej komunikacji. Spierać się nie będę, ale wysnuję pewien wniosek. Skoro nawet teoretycy nie potrafią ustalić wspólnego stanowiska w sprawie dobrych i złych praktyk na Facebooku, to tym bardziej nie można mówić o jednej, uniwersalnej instrukcji dla każdej marki.
Pewnie – są wskazówki, są wytyczne i podstawowy „must have” dla nowego profilu. Są zasady, których teoretycznie nie wolno łamać. O instrukcji z obrazkami zapomnijcie, chyba, że macie pomysł, jak takie narzędzie powinno wyglądać i jeszcze ja się czegoś nauczę? ;)
No i ten „feralny” wpis: