Influencerzy i ich marki
Nie ulega wątpliwości fakt, że obszar sieci, po którym poruszają się szeroko pojęci twórcy internetowi, powinien być monitorowany przez ludzi zajmujących się marketingiem, zwłaszcza jeżeli w zakresie ich działań leży influencer marketing. Świat tychże jest bowiem dynamiczny i często kontrowersyjny, i na horyzoncie Instagrama czy Facebooka co rusz można napotkać tzw. „dramy”. Mogą one zaważyć na wizerunku nie tylko zaangażowanego w nie influencera, ale i marek, z którymi współpracuje, których jest ambasadorem. A co w przypadku, gdy influencer bądź ich grupa sami w sobie stanowią markę?
Istnieją wszak influencerzy, którzy nawet jeśli zaczynali w zupełnie inny sposób, teraz mają swoje firmy (odzieżowe, z asortymentem dla dzieci czy akcesoriami do domu) bądź działalności o innym profilu, np. mediowym. Od niemal 10 lat właśnie w tym obszarze działa Patryk Chilewicz, od kilku lat ze swoim partnerem Adamem Mączewskim, pod szyldem Vogule Poland. Ich głównym kanałem komunikacji jest YouTube, gdzie zamieszczają filmiki z kategorii commentary dotyczące szeroko pojętego show biznesu. Niemal półmilionową społeczność zebrali też na Facebooku i Instagramie. To, co szczególnie ważne w kontekście stricte social mediowym: influencerzy posiadali również sześćdziesiotysięczną grupę na Facebooku, którą tworzyli fani Vogule. Zwana była „Hydeparkiem Vogule Poland” i służyła do wymiany informacji, spostrzeżeń i poglądów na temat celebrytów, influencerów, aktorów, muzyków i innych znanych osób, a to wszystko w bardzo luźnej atmosferze. Dlaczego grupa „była”, a nie „jest”?
Na skutek wielowątkowego konfliktu z YouTuberem Sylwestrem Wardęgą mężczyźni zdecydowali m.in. o zarchiwizowaniu Hydeparku. Od pewnego czasu grupa była utajniona, a dostęp do niej miały wyłącznie osoby, które przedstawiły dowody na wspieranie Vogule Poland na Patronite. Mimo tego na przestrzeni lat zgromadzona społeczność zdążyła rozgościć się w tej części sieci i stworzyć bardzo przyjemny kącik do niezobowiązujących rozmów o show biznesie. Wiadomo już, że facebookowe grupy są bardzo skutecznym narzędziem w gromadzeniu zaangażowanych społeczności, co zresztą zaczęły wykorzystywać marki. To nie tylko przestrzeń do komunikacji na linii marka–konsument oraz konsument–konsument, ale i doskonały mechanizm do napędzania content marketingu. Mówiła o tym Aga Skrabalak, szefowa działu kreacji i social media w Abanana, w jednym z odcinków podcastu Łukasza Wołka – naszego CEO – Marketing Ludzkim Głosem.
Grupa marki na Facebooku: karta przetargowa
To, co sprawiało, że omawiana grupa była wyjątkowa, to właśnie niesamowicie zaangażowana, otwarta i zgodna społeczność – a nawet jeśli w jakichś kwestiach poszczególni członkowie się różnili, to dyskusja zwykle była prowadzona na odpowiednim poziomie. Wielu osobom – co tym bardziej uświadomiły sobie po zniknięciu grupy – dawała ona podstawowe poczucie przynależności, zaspokajała potrzebę integracji, a także stanowiła nieodłączny element rozrywkowy i informacyjny. W obliczu nagłego zniknięcia tak istotnej części rzeczywistości tysięcy osób oczywiście pojawiła się konsternacja, ale też natychmiastowa reakcja i… założenie nowej grupy o nazwie „Hydepark Hydeparku” (obecnie już „CSI: Hydepark”). Z minuty na minutę dołączały do niej setki osób, a obecnie liczy już ponad 35 tysięcy członków, a więc więcej niż połowę liczebności „starego” Hydeparku.
Z pozycji marketera–obserwatora można wyciągnąć z tej sytuacji wiele branżowych wniosków. Najistotniejszy jest ten odnośnie do zarządzania kryzysowego: nie warto działać pochopnie, nawet jeśli samemu jest się sobie szefem. Oprócz mocno nadszarpniętego wizerunku można bowiem doprowadzić do „wypuszczenia z rąk” bardzo intratnych narzędzi, które samodzielnie budowało się od lat. W końcu nawet jeżeli Vogule Poland przywróci oryginalną grupę, ruch na niej nie ma prawa być już taki jak przed aferą: część osób samodzielnie odeszła lub odejdzie, część będzie tylko biernymi obserwatorami czekającymi na nowe elementy „dramy”, inni z kolei będą bali się poruszać niektóre tematy w obawie o bana: atmosfera będzie wyczuwalnie inna.
Brak rozwagi w tego typu sytuacjach może przełożyć się także na odwrócenie się fanów, a więc spadek liczby followersów, subskrybentów czy wspierających – a to w konsekwencji na mniejsze zarobki. Obserwujący są wszakże motorem napędowym tego typu profili – kiedy traci się ich zaufanie i degraduje do roli pionków w grze na przerzucanie się argumentami z innym sławnym twórcą, nie powinno dziwić ich rozczarowanie i wycofanie. Czy istnieje szansa na odpokutowanie takiego postępowania i odzyskania chociaż części fanów?
Fanka Jola lojalna vs fanka Jola nielojalna
Aga Skrabalak podsumowała sprawę w następujący sposób:
„Niestety w tym przypadku, zamiast podjąć trud wyjaśnienia sytuacji, chłopcy z Vogule Poland zadziałali pod wpływem impulsu. Tak emocjonalne działania mogą poważnie odbić się na przyszłości ich rozwiniętej marki. Nieważne, jak duże grono fanów posiadamy, powinniśmy traktować ich z szacunkiem i być wobec nich transparentni. Wycofanie się i ograniczenie aktywności w social mediach przez osoby, które do tej pory tym światem żyły na co dzień, ale doświadczyły kryzysu, to dobry krok, o ile konsekwentny i niosący za sobą realną refleksję i poprawę. Nigdy nie mamy pewności, że nasi fani będą ślepo podążać za nami, zwłaszcza w sytuacji, kiedy damy im do zrozumienia, że chętnie słuchamy ich tylko wtedy, kiedy jest to dla nas wygodne i będziemy udzielać się w sieci względnie szybko po aferze, niemal udając, że właściwie to nic takiego się nie stało. Miejmy nadzieję, że sytuacja ta sprawi, że zarówno panowie z VP, jak i inni twórcy internetowi zauważą i docenią jakże ważnym elementem składającym się na ich popularność jest lojalna społeczność”.