To, że spędzamy coraz więcej czasu w internecie, jest już powszechnie wiadome. Od stycznia 2018 do stycznia 2019 roku przybyły 84 miliony użytkowników sieci, a na jej eksplorowanie wyłącznie pod kątem social mediów przeznaczamy statystycznie 2 godziny i 16 minut dziennie, czyli ⅓ całego czasu, który poświęcamy surfowaniu w internecie. Pierwsze miejsce na światowym podium bycia online zajmują Filipiny, których mieszkańcy spędzają na tej czynności średnio… 4 godziny i 12 minut!
Choć to zależy od użytkownika, czy chce to zmienić i zredukować liczbę godzin spędzaną w internecie, istnieją narzędzia, które w pewien sposób mogłyby pomóc zmotywować się do podjęcia działania. Jednym z nich jest Social Media Death Clock. Niestandardowy, kontrowersyjny i wręcz banalny w swoim działaniu, polega bowiem na podmienianiu logo medium społecznościowego, w którym obecnie przebywamy, na… licznik czasu, który pozostał nam do śmierci.
Dodatek do przeglądarki Chrome można pobrać stąd, a aby działał, wystarczy uruchomić go za pomocą ikony znajdującej się po prawej stronie od paska adresu URL, a następnie wpisać swoją datę urodzenia.
Mając tę liczbę dni, przekładając ją na lata i dodając swój wiek, możemy otrzymać szacowaną długość naszego życia. Jest to uczucie ambiwalentne – z jednej strony mamy świadomość, że to tylko widżet w przeglądarce, z drugiej jednak pojawia się pewien niepokój, czyż nie? I o to właśnie chodziło twórcy dodatku, Anthony’emu Morrisowi. Ma on wzbudzać strach i poczucie obcości, abyśmy uświadomili sobie, że kolejna minuta scrollowania Facebooka jest niepotrzebna, feed często bezwartościowy, a ten czas moglibyśmy wykorzystać na coś innego i bardziej pożytecznego. Całe przedsięwzięcie sprowadza się do idei memento mori.
Social Media Death Clock działa na YouTube, Facebooku, Twitterze, LinkedInie, Reddicie, VK (rosyjskim portalu społecznościowym) oraz Instagramie. Niewątpliwie jest to dziwna usługa, ale jednocześnie na tyle pobudzająca ciekawość, że rzeczywiście istnieje szansa, że pomoże komuś ograniczyć czas spędzany w social mediach, jeśli zainteresowany potraktuje widżet nieco poważniej niż tylko jako kolejny wirtualny gadżet.
